(przepraszam, jeśli drugi raz, ale po pierwszym wysłaniu coś się nie udało)
Było to jakiś czas temu.... ze 12 lat...
Jechałem dostawczym, starym Transitem wąską ulicą (bodaj Józefa) w Krakowie.
Ulica wąska na jakieś 1.7 szerokości mojego auta. Nie ma narysowanej linii
środkowej. Nagle na skrzyżowaniu, z lewej strony (od placu Nowego) wyjeżdża
jakaś osobówka z zamiarem skrętu w prawo. Teoretycznie bezkolizyjnie. Lekko
się stuknęliśmy.
Ustaliliśmy, że to jego wina, nie spisaliśmy niczego. Ponieważ ja sie bardzo
spieszyłem, umówilismy się na później. Później gość się wyrarł twierdząc,że
sprawdzali z kolegą ślady mojego hamowania i widac było, że przekroczyłem oś
jezdni. No ale jak miałem jej nie przekroczyć, skoro nie sposób zmieścić się
na swojej połowie?
Czyja była wina?
--
Lukasz
PS. Oczywiście wtedy to nauczyłem się, żeby w razie wątpliwości wzywać
misiaków.