Grupy dyskusyjne   »   Lans-jerzy króla Zygmunta i maruderzy generała Bema

Lans-jerzy króla Zygmunta i maruderzy generała Bema



1 Data: Luty 24 2016 09:36:29
Temat: Lans-jerzy króla Zygmunta i maruderzy generała Bema
Autor: KJ@noway.com 

Czyli krótka i nieprawdziwa historia warszawskiego motocyklizmu.

Dawno, dawno temu miejscem spotkań motocyklistów w Wawie były sobie tylko i wyłącznie jedyne i niepowtarzalne 2OO Griszy.

Potem zburzono  budynek (który miał jakiś historyczny status, ale kogo to...) Impreza pożegnalna starych 2OO była na tyle ważna że zaszczyciły ją Policja, Straż Pożarna oraz Pogotowie, wjeżdżając w środek wykładu o istocie motocyklizmu Znanego P. na pełnych bombach, dziś już nie wiadomo czy żeby go posłuchać czy żeby ogarnąć pożar w piwnicach, burdel na ulicy czy dwóch kolegów odmiennego zdania na temat zalet i wad Hondy, odmiennego aż do krwi.

Tak czy owak chłopakowi przerwali, stracił wątek, przestał pić a wkrótce potem się ożenił. W efekcie rajcowie miasta zburzyli historyczny budynek a ich służby zmarnowały dobrego człowieka.

Wracają do senda, tfu.. senda tfu...
Albo też zagłębiając się przez pokłady plotek i domysłów do samego dna problemu: 2OO wciśnięta w tyły dworca kolejowego, czy potem Racławicka ile? (no, tam gdzie się przewróciłem wsiadając na motocykl) na Fortach Mokotów czy niby bliżej miasta B-40 nie zaspokajały podstawowej potrzeby części środowiska jaką była, jest i będzie potrzeba uznania, równie pierwotna i przemożna (polecam znaną książkę D. Carnegie rozdział IV)  jak jedzenie, alkohol i łatwe kobiety (lub wyposzczony przypadek RGC).

2OO były fajne w czym innym: mimo bliskości centrum można tam było napierd.. do redline i nikomu to nie robiło (no chyba że T. zaczął śpiewać, ale umówmy się: wszystko ma jakieś granice), bliskość dworca plus możliwość zaparkowania w środku na noc moto lub własnej osoby, ponoć Grisza wtedy przywoził śniadanie ale osobiście nie sprawdzałem) były opcją dla tych którzy doznali nagłego ataku pragnienia a bliskość mechanika motocyklowego to też była jakaś wartość. Tyle że podziwiać motonitów mógł tam tylko idący na nocną zmianę maszynista kolejowy. Ale jak on miał pod sobą kilka tysięcy KM to z czym do gościa?

W tą jakże niezbędnie konieczną niektórym lansu, wybiegu modowego oraz czysto praktycznej "wyrwidupni" wstrzelił się dnia pewnego jeden a może 2 gości parkując swoje motocykle tuż koło kolumny Zygmunta.. Równie dobrze mogło być to zmałpowanie wcześniejszych obecności moto na placu Zamkowych podczas WOŚP. Czyli taki WOŚP tylko w lecie i z rwaniem lasek zamiast wożenia dzieci. Tak czy inaczej geniusz tego pomysłu rozniósł się lotem zygzaka albo wersji 164 KM gaźnikowej XX-a (w tych czasach to któryś z nich był najszybszą serią na rynku).

Miejsce pod kolumną stało się miejscem zasiedlonym na stałe przez chłopców w nienagannie wyczyszczonych kombi na ich nienagannie wyczyszczonych sprzętach. Problem z nimi był jeden: nie dało się z nimi pojeździć. Zawsze nie mieli czasu. Pierwszy któremu się prawie udało był Piotr T. z jego nie standardową ETZ. Stwierdzili że z takim to dadzą radę. Niestety nie czytali gazet innych niż Playboy czy CKM i talent PT, Roookie of the Year z Poznania nie był im znany więc na drugim winklu ETZ zostawiła ich w dymie i wstydzie oraz z palącą potrzebą wyczyszczenia kombinezonu i motocykla w jakim to celu niezwłocznie się rozjechali.

Aczkolwiek jeden z lans_jerów zrobił karierę w mediach a dokładnie w reality szoł i nie był to Gulczas. Tylko Ken (facet dawał na siebie mówić Ken, czy można upaść niżej? Owszem można, odebrać na recepcji paczkę zaadresowaną: Amil). Jego nie do końca kontrolowana guma przez środek zamkowego skończona stopppie na zegarach o śmietnik do dziś pozostaje w pamięci niektórych bardziej niż jakieś tam figle w wannie z Obierką.

Z tego co wiem tradycja pod kolumną przetrwała i ma się dobrze z dokładnością do energicznych działań służb miasta którym energia szczęśliwie się rozeszła jak to zazwyczaj bywa ze środkami publicznymi. Może dziś jest to jedyne miejsce w Warszawie w którym można przynajmniej usłyszeć że na motocyklu to "trza zapierdalać, bo samo w sobie zapierdalanie się w tym mieście raczej skończyło. Ale pogadać zawsze można, król Zygmunt ma czas, posłucha a lasek stamtąd nie wywiało.


Cervantes powiedział że każda historia powinna mieć sens albo morał.
Cóż mam odpowiedzieć?
Gościu weź nie pierdol, u Ciebie facet szarżuje na wiatraki i Ty mi tu o sensie? No.

KJ



2 Data: Luty 25 2016 21:16:04
Temat: Re: Lans-jerzy króla Zygmunta i maruderzy generała Bema
Autor: Magic 

W dniu 2016-02-24 o 18:36,  pisze:

2OO były fajne w czym innym: mimo bliskości centrum można tam było napierd.. do redline i nikomu to nie robiło


Było, minęło. Przy skrzyżowaniu (czyli jakieś 100m w linii prostej od 2OO) postawili bloczek. I to nie jest ich ostatnie słowo w tej okolicy.
A reszta? Bilarda, cholera, zlikwidowali.

--
Pozdrawiam - Maciek, ely50/ts150/srx250 (były rc24/rc46/pc40/xj600/k11).
FAQ: http://www.riders.pl/wacko/wakka.php?wakka=MotocykloweFAQ&v=qvj

-- - news://freenews.netfront.net/ - complaints:  -- -

Lans-jerzy króla Zygmunta i maruderzy generała Bema



Grupy dyskusyjne