Grupy dyskusyjne   »   eh..... swieta

eh..... swieta



1 Data: Listopad 28 2008 20:10:02
Temat: eh..... swieta
Autor: PZ 

"Najpierw trzeba, kurwa, kupić prezenty. Oznacza to, że będę latał po
sklepach, przepychał się przez spoconych ludzi z obłędem w oczach,
żeby wydać mnóstwo kasy na jakieś pierdoły. Co gorsza, wszystko
już kiedyś komuś kupiłem. Wujek Edek dostał w zeszłym roku flaszkę,
a przecież nie kupię mu w tym roku książki, bo ten facet nigdy nie
przeczytał
nic ponad tekst na etykiecie półlitrówki. Ciocia Jadzia rok temu
ukontentowała
się kremem nawilżającym, co go kupiłem z przeceny, bo za tydzień kończył
się
termin ważności. W tym roku jedynym kosmetykiem dla tej lampucery byłby
krem przeciwzmarszczkowy, ale po pierwsze, takich zmarszczek żaden krem
nie wygładzi, a po drugie, przecież nie wydam na kosmetyki całej kasy na
Boże Narodzenie, l tak ze wszystkimi. Dziecko mordę drze o jakiś nowy
program komputerowy, choć i tak wiadomo, że przestanie się nim
zajmować po 48 godzinach, bo każda gra jest dla niego za trudna,półmózga.
Żona będzie miała jak zwykle pretensje, że Kowalska z jej biura dostanie
coś ładniejszego. W rezultacie kupię byle co - jak co roku. Potem śledzik
w pracy i patrzenie na męki szefa, który życzy nam "dużo pieniędzy", choć
wszyscy wiedzą, że dopiero wtedy byłby szczęśliwy, gdybym pracował za
miske zupy z brukwi przykuty łańcuchem do komputera.Krwiopijca.
Potem wszyscy się nawalą jak szpaki, a pan Henio obślini biust pani Bożeny
z księgowości, zamkną się oboje w archiwum, bo oni zawsze walą się jak
króliki, kiedy są naprani. Następnego dnia kac, w dodatku żona będzie robić
wymówki. Jeszcze tylko trzeba jebnąć w baniak karpia, bo małżonka -
uważacie -wrażliwa jest i na męki zwierzątka nie może patrzeć, choć mnie
męczy
od 15 lat bez zmrużenia oka, garbata owca. Przynieść i przystroić choinkę.
Z dzieckiem, "żeby miało ciepłe wspomnienia z dzieciństwa", a ono w dupie
ma choinkę, mnie, Boże Narodzenie i wszystko. Jak taki glon emocjonalny
może mieć jakiekolwiek wspomnienia? No i kolacyjka wigilijna.
Rodzinna, mać ich w tę i z powrotem. Jedna wielka męka.
Co za kutas wymyślił ten łzawy termin "rodzinna wieczerza"?
Przyjdą wszyscy ci, od których na co dzień trzymam się z daleka z dobrym
skutkiem.
Usiądziemy za stołem... A nie, pardon, najpierw prezenty! Trzeba będzie się
kłamliwie ucieszyć, choć z góry wiem, że ten krawat kupiony na bazarze
od Wietnamczyków dopełniłby liczną kolekcję podobnych gówien, gdybym
oczywiście zawalił szafę takim badziewiem, a nie zaraz następnego dnia
wyrzucił wszystko do śmietnika. Dostanę też najtańszy koniak i jakieś
kosmetyki. Jakie - będę wiedział ostatniego dnia przed Wigilią,
kiedy w pobliskim supermarkecie zaczną wyprzedawać to, czego nie udało się
upchnąć ludziom. Po prezentach się zacznie. Te same kretyńskie dowcipy
wuja Bronka, zwłaszcza, kurna, ten o gąsce Babince. Wszyscy
będą dokarmiać mojego psa po to, żeby narzygał w nocy na pościel. Ciotka
załzawi się po dwóch godzinach żucia żarcia z wytrwałością tapira i zacznie
płakać, "jak to dobrze, że trzymamy się razem". Gówno prawda akurat, co
wykażą następne dwie godziny, kiedy to nawaliwszy się już, zacznie
wyzywać swojego ślubnego od złamanych chujów. To oczywiście prawda,
ale dlaczego popierać to rzucaniem w niego salaterką po śledziach? Mniejsza
o jego
mordę, ale ciotka nigdy nie trafia. Plama na wersalce cuchnie jeszcze przez
dwa tygodnie po Wigilii. Jedyna nadzieja, że akurat w tym roku 6-letnia
latorośl kuzynostwa
z Łodzi nie nawali w gacie w połowie kolacji i nie zakomunikuje o tym
radośnie jeszcze przed deserem.
Bo to, że coś wywali sobie na łeb ze stołu, to pewne jak w banku. Jeszcze
tylko
muszę przeżyć debilne gadki o polityce, przy których wszyscy oczywiście
skoczą sobie do gardeł i na siebie się poobrażają. Na koniec ciotula Jadzia
puści
maleńkiego pawika na ścianę koło swojego fotela i można będzie odtrąbić
koniec męczarni. A nie, byłbym zapomniał. Kolejną rozrywką będzie wyprawa
na pasterkę, bo to religijna rodzina. No to pójdę, choć nikt nigdy nie
wyjaśnił, po nagłą cholerę tłuc się po nocy, żeby stać na mrozie w bezruchu
przez godzinę czy więcej. Ciekawe, czy moja małżonka znowu wywinie orła na,
ryj na schodkach kościółka - jak to robi od kilku lat z uporem godnym
lepszej sprawy?
W kościele, jeśli tam się dopcham, będzie cuchnąć jak w gorzelni,
bo wierni tylko dlatego stoją na własnych nogach, bo za duży tłok, żeby
upaść.
Czasem tylko ktoś beknie albo puści głośno bąka, ale i tak nikt na to nie
zwróci uwagi,
bo wszyscy drzemią na stojąco. Wracając trzeba tylko będzie uważać na
chłopców z osiedla,
bo w Wigilię katolicka młodzież szczególnie lubi wpierdolić bliźniemu. Rok
temu zglanowali
wujka Edka, ale on chyba tego nie zauważył, bo był zalany w płaskorzeźbę.
Wreszcie wychodzą z chałupy, wory jedne. Moment zamykania drzwi za ostatnim
z tych troglodytów jest najszczęśliwszą chwilą w moim świątecznym życiu.
Kilka dni odpoczynku.
Ale mijają jak z bata strzelił, bo wielkimi krokami zbliża się kolejny
kretyński wynalazek -
sylwester.
Ludzie! Kto to wymyślił?! Już od listopada ślubna wydala z siebie idiotyczne
pomysły,
żeby pójść na "jakiś bal". Jakbyśmy srali pieniędzmi...
Albo żeby gdzieś wyjechać, gdzie gorąco. A niech se włączy farelkę pod
fikusem,
będzie miała tropiki w chałupie, l tak przecież skoczy się na balandze u
Witka. Jasne, trzeba ładnie się
ubrać, bo wszystkim się wydaje, że to jakiś uroczysty dzień. Czyli żona
najpierw puści w
trąbę pół budżetu domowego na jakąś kieckę, w której wygląda jak zwykle,
czyli jak w worku
po nawozach sztucznych. Ale cena taka, że za to można by żywić jeden powiat
w Somalii przez kwartał. Ja się wbijam w garnitur, bo europejska cywilizacja
wymyśliła, że mężczyzna
wygląda dobrze, gdy wdzieje na siebie marynarę, co pije pod pachami. Pod
szyją zawiążę sobie kolorowy postronek, l tak mam przewagę, bo prysnę na
dziób
jakąś wodę kolońską i jazda, a małżonka kładzie sobie tapety tyle, że palec
w to
wchodzi do pierwszego stawu, a daje rezultat mumii Tutenchamona zaraz przed
konserwacją.
l zajmuje ze trzy godziny. Łazienka, oczywiście, zajęta i wszyscy pozostali
domownicy mogą szczać do
zlewu, jak mają potrzebę, albo niech zdychają na uremię. U Witka ten sam
zestaw ludzki,
ale czasem trafia się coś nowego, na czym można by oko zawiesić. Jak zwykle
nic z tego nie wyjdzie, bo chociaż Wituś ma dużą chałupę, to ryzyko za duże.
Zresztą każda
kobitka jeszcze przed północą doprowadza się do stanu, w którym wygląda jak
kupa.
W tym dniu trzeba być radosnym jak młody pies, szczerzyć zęby w uśmiechu i
ruszać w tany,
nawet jeśli ni pyty nie mam o tym pojęcia. Zresztą nikt nie ma, za to
wszyscy miotają się w
konwulsjach i po krótkim czasie cuchną, jak gdyby nie myli się z tydzień.
Baby w szczególności.
Z facetami jest prostsza sprawa, bo już koło jedenastej są pijani w sztok i
bełkoczą albo chcą ruchać
wszystko, na co trafią w drodze do baru. O północy trzeba obcałować
wszystkie te oślinione i
śmierdzące wódą mordy, obłudnie życząc wszystkiego najlepszego, choć jedyne,
o czym wtedy
myślę, to żeby ich szlag trafił czym prędzej. Potem sylwestrowa noc, banalna
do bólu:
rozmazane makijaże kobitek (najlepszy tusz nie wytrzyma, gdy właścicielka
walnie mordą w sałatkę),
śpiący pokotem faceci, jacyś zarzygani klienci w kiblu. Norma. Ja,
oczywiście, nawalę
się już przed północą, żeby uniknąć konieczności potańcówek i dialogów z
własną żoną,
bo co jej można nowego powiedzieć po 15 latach małżeństwa? Trzeba tylko
doczekać do rana,
kiedy ruszą pierwsze autobusy, bo zamówienie taksówki graniczy z cudem.
Pijany i śmierdzący autobus dowiezie nas jakoś do domu. Można
spać.
Przeżyłem.
Do siego roku ! "



eh..... swieta



Grupy dyskusyjne